Jak odróżnić śrubkę od wkręta, czyli o co chodzi z tą nieszczęsną czcionką.

Wiele zamieszania wywołał mój tekst o wkurzaniu grafików, oj wiele. Nawet Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej udostępniło go na swojej tablicy na facebook’u, za co bardzo serdecznie dziękuję. Czuję się zaszczycona, nie spodziewałam się czegoś takiego. Gdybym wiedziała, że to tak się rozniesie to może przemyślałabym bardziej ten tekst i trochę go „ugrzeczniła”. Ale! Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – widać tekst pisany w złości po kolejnej stracie zlecenia od słowa „zaliczka” ma większą moc, niż miałby artykuł pisany na spokojnie. Trzynastego marca na mój blog weszło 3334 ludzi! Jestem w szoku! I jeszcze raz DZIĘKUJĘ przez wielkie D i całą resztę liter.

Ciekawa sprawa, gdyż cała masa ludzi zaczęła się do mnie zgłaszać z pytaniem „A co to jest czcionka?”, więc postanowiłam raz na zawsze rozwiać wątpliwości i wyjaśnić cały problem.

Do rzeczy!

Czcionka – cóż to za twór i czym to się je?

Na pewno każdy z nas słyszał kiedyś o takim typku nazwiskiem Gutenberg. Typeczek miał łeb. To on wynalazł coś takiego, co nazywamy ruchomą czcionką i to od niego zdecydowałam się rozpocząć tłumaczenie co i jak.

Przenieśmy się więc w czasie. Jest pierwsza połowa XV wieku. Do książek mieli dostęp tylko najbogatsi. Zrobienie jednego egzemplarza zajmowało czasami długie lata, a to dlatego, że całość robiona była ręcznie i każda jedna książka była niepowtarzalna. Wszystkie teksty były pisane ręcznie przez doświadczonych skrybów.
Gutenberg pracował nad sposobem szybszego wykonania książki. Czcionki jako takie istniały już i były stosowane, jednak nasz wynalazca opracował metodę szybszego i dokładniejszego ich wytwarzania, oraz specjalne prasy do druku – gdzie zamiast drobnych akcydensów (czyli rożnego typu drobnych druczków, jak np. ulotki) można było w końcu wydrukować całą książkę. Wow! Rewolucja! Biorąc pod uwagę wszystko, co nastąpiło dzięki niemu, to historycznie był to bardzo ważny gość. Za datę wynalezienia ruchomej czcionki uznaje się rok 1450.

Genialny pomysł

Jednego można być pewnym, że stworzenie wielu malutkich matryc literek zamiast jednej wielkiej z całym tekstem do druku, to był genialny pomysł. Wystarczył niewielki zestaw, aby złożyć nimi całą kolumnę tekstu, a kiedy odpowiednia ilość stron została wyprodukowana, zmienić ustawienie i zająć się drukowaniem kolejnej strony – aż powstanie cała książka. To tak w mega-skrócie.

foto z wikipedii – metalowa czcionka z ligaturą „fi” kroju Garamond

Taka matryca z literką to właśnie jest czcionka. Jest to drewniany lub metalowy klocek z odpowiednim znakiem (np. literką, cyfrą lub znakiem interpunkcyjnym), który to znak jest odbiciem lustrzanym właściwego. Pokrywając taką czcionkę farbą i przykładając do kartki otrzymamy odbicie znaku – czyli wydrukowany znak.

Jak wiadomo, Gutenberg wydrukował Biblię. O tym jak wyglądała można sobie poszperać w internecie. Później zaczęto drukować różne inne książki. Ruchome czcionki były cały czas udoskonalane i pojawiało się coraz więcej różnego typu krojów pism do wykorzystania w druku. Bla bla bla, nie chcę zanudzać 😉

Złe, niedobre komputery.

 

No to skaczemy znowu w czasie i jesteśmy w XX wieku. Pierwsze komputery – te wielkie, zajmujące kilka pięter pudła zasadniczo złe nie były. Złe były dopiero pierwsze komputery osobiste. A za całą wojnę o to co jest czcionką, a co nie jest, odpowiadają nieświadomi niczego tłumacze pierwszych systemów operacyjnych (*albo jestem w błędzie i to, co mówią mi znajomi graficy, to jedno wielkie oszustwo, mimo, że ma sens!).

Komputery przybyły do nas z Ameryki, a więc wszystko było w języku angielskim. Tam, to co teraz mylnie nazywamy czcionką, nazywa się fontem. I jest to również właściwa polska nazwa. Font to elektroniczny zapis czcionek danego kroju pisma. Ten font, który aktualnie jest na tym blogu nazywa się „Patrick Hand’”.

No ok, wszystko kumam. Dlaczego więc dalej w systemach operacyjnych polska nazwa fontu to czcionka? Co to za ściema?!

No to jest właśnie ta przykra sprawa. Nikomu się nie chciało tej drobnej pomyłki poprawić. Być może nie było nikogo, kto zwróciłby na to uwagę. Pierwsze komputery były drogie i nie każdego było na takie cudo techniki stać – nie zdziwiłabym się więc, gdyby typografowie zakupowali sobie własne pecety, kiedy już nie można było nic z tym fantem zrobić. Wszyscy zaczęli nazywać fonty czcionkami, bo byli przekonani, że jest to prawidłowa nazwa. I masz babo placek. Skoro wszyscy tak mówią, to na pewno jest poprawne. Większość musi mieć przecież rację! A jednak… Do tej pory ta niepoprawna nazwa tak głęboko się zakorzeniła w naszym słownictwie, że chyba czeka nas aktualizacja znaczenia tego słowa w słowniku (o ile już tak się nie stało!). Wolałabym jednak widzieć tam obok opisu zdjęcie klocka z literą niż ikonkę pliku TTF. Jestem przekonana, że do końca świata znajdą się obrońcy prawidłowego nazewnictwa – tak samo jak jest grupa obrońców poprawnej polszczyzny, zwracająca uwagę na każde „wziąść” zamiast właściwego „wziąć”, „włanczać” zamiast „włączać” czy paskudne „om” zamiast „ą” na końcu każdego słowa kończącego się na tą literę. W tym miejscu wysyłam internetowo szeroki uśmiech do mojej siostry, która lubi takie rzeczy poprawiać 🙂 Dobrze robisz!

Dzięki za uwagę i zapraszam do dyskusji!

PS. A co do wkręta i śrubki, to o ile dobrze wiem śrubka ma ostry koniec, szerokie rowki i wkręca się ją bezpośrednio w jakiś materiał, natomiast wkręt ma koniec ścięty na płasko, węższe rowki i wkręca się go do nagwintowanej dziurki. Jest tu może jakiś znawca, który potwierdzi czy wiem co jest co, czy też jestem w błędzie jak większość nas z fontem i czcionką? 🙂

[EDIT o godzinie 12:30] Jednak z tą śrubką i wkrętem byłam w błędzie. Definicje dobre tylko nazwy pomylone 🙂 Dzięki za tak szybki odzew!

Meta