Dlaczego znów bijemy się o jakieś nowe logo

Niedawna wojna o nowe logo woj. pomorskiego autorstwa Andrzeja Pągowskiego (no, taki wykrzyknik) przypomina mi trochę inną podobną sytuację, kiedy zostało przedstawione światu nowe logo woj. podlaskiego autorstwa Leona Tarasewicza (no, taki pikselowy żubr).

Wtedy, podobnie jak teraz, projekt wykonał znany artysta, a sam znak powstawał w wielkiej tajemnicy. I choć było miło dowiedzieć się, że zrobił go ktoś tak związany z regionem (sama pochodzę z Podlasia), to i tak była wojna – a to, że bez konkursu, a to, że malarz a nie grafik, a to, że za nazwisko, a i konkretne merytoryczne argumenty od samego grona grafików projektowych się znalazły (ot. np. o źle dobrany krój pisma do znaku, czy też obawa o jego skalowanie).

De ja vu?


STOP! Zatrzymajmy się! Czas dojść do sedna sprawy! Zamiast rzucać kamieniami, spróbujmy dojść DLACZEGO tak się dzieje. Nie potrafimy zaakceptować tego, co się dzieje wokół. I nie dlatego, że jest złe, ale że robione jest nie tak jak powinno.

Oderwijmy się na chwilę od samych projektów. Nie będę wypowiadać się dzisiaj o grafice. Szanuję obu panów i absolutnie uwielbiam ich prace. Skupmy się jednak na źródle całych naszych wojen o nowe znaki.

Problemem tutaj tak na prawdę jesteśmy my sami – nasza polska mentalność, nasze społeczeństwo, nasze systemy zachowań niezmienne od pokoleń i nasz zupełnie porąbany system zarządzania każdą jedną dziedziną naszego życia. I zaraz wytłumaczę o co chodzi. Czas przemyśleć 3 małe kwestie:

1. Kwestia ceny

Mówi się, że w Polsce nie ma nic za darmo. Jednocześnie zawsze poszukuje się najtańszej oferty (tzw. półdarmo). „Normalne” ceny jeszcze jakoś dają radę, natomiast te adekwatne do wykonanej pracy pozostają w sferze marzeń i pragnień dla większości z nas. I nie tyczy się to tylko branży graficznej – wszędzie jesteśmy niewłaściwie opłacani.

Czy 90 tys. za logo to dużo? To zależy. W tą cenę pewnie nie jest wliczony sam znak graficzny, ale prawdopodobnie cała masa dodatkowej pracy – księga znaku, identyfikacja, key visual, poligrafia, internety, badania fokusowe, spoty… i co jeszcze klient zapragnął. Jestem wręcz przekonana, że w opisie zlecenia znalazły się takie rzeczy – w końcu ceny od agencji zaczynały się od 200 tys. zł, a żadna polska agencja przy zdrowych zmysłach za sam znak nie wyceniłaby się tak wysoko.

Marzy mi się, aby dostać kiedyś taką kasę za swój projekt. Ale dobrze wiem, że będzie to tzw. full pakiet, a nie samo logo. Cóż jednak poradzić, kiedy w Polsce wygrywa się ceną – a za niską ceną nie kryje się jakość a JAKOŚ. To trochę jak z tym żartem:

– Dzień dobry, poproszę dobry i tani projekt.
– A po co Panu dwa projekty?

Na zachodzie takich problemów nie ma (a jeśli już są, to bardzo rzadko i nie na tak wysokich szczeblach). Idąc za ciosem, skoro już jakiś czas temu zaczęliśmy żyć w nowym, demokratycznym systemie, to może czas najwyższy i w innych kwestiach brać przykład z naszych sąsiadów i płacić tyle, ile się należy, a nie „co łaska”?

2. Kwestia gustu

Jaki w Polsce mamy gust? Wystarczy przejść się po dowolnym mieście i już to widać. Rozkochaliśmy się w nijakości i kiczu do granic. Bylejakość otacza nas z każdej strony – zarówno w grafice, jak i w każdej innej dziedzinie (popatrzcie na wystrój pierwszego lepszego sklepiku osiedlowego, czy mieszkania na sprzedaż).

Edukacja artystyczna? A, zapomnij! Jedna godzina plastyki tygodniowo przez kilka lat w szkole to zdecydowanie za mało. Już nie mówiąc nic o tym, że z przedmiotem o wdzięcznej nazwie „estetyka” ma się styczność dopiero, kiedy pójdzie się na jakieś humanistyczne studia. Przeciętny polak ma swoje widzimisię, a to, czy jest to estetycznie właściwe ocenia w kategoriach „podoba mi się” i „nie podoba mi się”. W dodatku jesteśmy dumni ze swojego niewyedukowanego gustu, i to jak!

Wróćmy do logo i zadajmy sobie pytanie: kto ocenia nowy znak dla danego województwa czy innej jednostki państwowej? Oczywiście jest to zleceniodawca – czyli urząd. A jak urząd, to urzędnicy. A jaki gust mają urzędnicy? Taki sam jak „wszyscy”. I tym sposobem mamy przerąbane, bo urzędnikom się podoba i koniec gadania. I może byłoby trochę lepiej, gdyby nie jeszcze jedna istotna kwestia, jaką jest:

3. Kwestia zaufania

PRL już dawno odszedł w niepamięć, a my dalej sobie nie ufamy. Owszem, wtedy było ciężko, bo każdy mógł na każdego donieść, więc nie ufało się nikomu… i to nam niestety zostało po tamtych czasach. Nie ufamy lekarzowi – lepiej sprawdzić w internecie, nie ufamy politykom – bo każdy ma coś na sumieniu, nie ufamy sobie nawzajem nawet w kwestiach zakupów – koleżanka mówi, że dobrze wyglądam w tej bluzce, bo chce, żebym wyglądała źle. Absurd!

Nie ufamy młodym – bo co oni tam mogą wiedzieć. Nie ufamy instytucjom – bo tam same szychy łase na pieniądze siedzą. Ufamy tylko samym sobie i zamiast razem coś tworzyć, każdy robi po swojemu.

Jest jeden mały wyjątek. Ufamy tym, którzy zostali docenieni i odnieśli większe lub mniejsze sukcesy zagranicą. Zachód jest dla nas wyznacznikiem tego, co dobre. Nie zawsze jednak jest to właściwe wyjście z sytuacji. Tym sposobem do stworzenia nowego znaku zostają zaproszeni ci, którzy mają znane nazwisko – po prostu. Ufamy im, bo „tam” ich kochają. A jak już pokochali „tam”, to i tutaj ich kochamy. Jesteśmy tacy z nich dumni. Kasę wezmą, jaką wezmą – w końcu znany jest to trzeba zapłacić. I bardzo dobrze, że mamy tyle znanych i docenianych, ale… Szansy jednak tym nieznanym nie damy, bo ich „tam” nie znają, to i my ich nie znamy i nie ufamy. Jaja jak berety!

Tylu mamy w Polsce wspaniałych, wykształconych profesjonalistów, którzy marzą o takim zleceniu jak logo województwa. Dlaczego by im nie zaufać?

Wspominam z utęsknieniem moją śp. ciocię Renię – siostrę mojej babci, kobietę, która przeżyła zesłanie z rodziną na Sybir, PRL i dożyła czasów wolnej Polski – dzięki której zdecydowałam się pójść za głosem serca i rozpocząć studia na kierunku artystycznym. Była jedną z tych niewielu osób, która bezgranicznie ufała młodym, zdolnym, pełnym zapału ludziom. I zawsze powtarzała, że to w młodych trzeba inwestować, bo „stary jak miał się nachapać, to się nachapał, a młodemu ciężko się przebić bez wsparcia”. Tylko skąd tu teraz to wsparcie wziąć, jak takich „cioć” ze świecą szukać w obecnej sytuacji?

Kochani! Obudźmy się! Jest tyle do naprawienia, a my tylko patrzymy w piękny obrazek z zachodu i nie potrafimy wyciągnąć żadnych wniosków i przekonać się do tamtejszych rozwiązań. A przecież wystarczy tak niewiele.

Jak robić, żeby dalej było jak jest? To proste!
Zawsze żądaj zniżek i rabatów.
Pamiętaj, że twój gust jest najważniejszy.
Nie ufaj nikomu.
Świat nie będzie piękniejszy, ale przynajmniej staniesz na swoim, dumny Polaku.

Meta