Czego nie nauczysz się na studiach, część 3

Witam po dłuższej przerwie. Dziś omówię kolejne 3 istotne rzeczy, których prawdopodobnie nie nauczysz się na studiach, więc warto zacząć pracę nad nimi już teraz. Ready?

1. Regularność

Czy na studiach wstawałeś codziennie o 7 rano i zaraz po śniadaniu siadałeś do komputera? Być może. Ale czy od razu zajmowałeś się projektami? Wątpię. Czy poświęcałeś na zadania dokładnie 8h dziennie i dopiero wieczorem miałeś wolne? Na pewno nie. Twoja regularna praca zaczynała się maksymalnie miesiąc przez sesją, a cały wcześniejszy czas obijałeś się niemiłosiernie. Czasami robiłeś coś do 3 w nocy, a czasami godzina 22 to był już czas na spanie. Tak samo z czasem na jedzenie, rozrywkę, odbieranie maili, sprawdzanie facebooka itd. Nic nie było regularne… no może poza piątkowymi imprezami w akademiku 😉

Niestety, kończąc studia jesteśmy wszyscy przyzwyczajeni do takiego trybu pracy i potrzeba będzie naprawdę sporo wysiłku i wyrzeczeń, żeby ułożyć sobie regularny plan dnia i tygodnia. Przede wszystkim najtrudniej będzie przyzwyczaić się do włączania kreatywności o 8/9 rano i utrzymywanie jej na stałym poziomie przez co najmniej 8 godzin (szczególnie jeśli przypływy weny twórczej zwykle pojawiały się późną nocą, a w dzień nie działo się nic). Oczywiście, jeżeli wybierzesz pracę jako freelancer, godziny mogą się zmienić, jednak, tak czy siak, będziesz musiał dostosować się do klientów (którzy raczej nie będą czekać na maile z projektami do 1 w nocy).

Problem polega na tym, że w czasie studiów przyzwyczajamy się do tego, że kreatywność „wyzwala się” dopiero w napiętej sytuacji kiedy goni deadline (data zaliczenia) i musisz zrobić coś, co będzie wyglądało na semestr ciężkiej pracy w tydzień. Jeśli chcesz odnosić sukcesy po studiach, musisz znaleźć sposób na przestawienie włącznika „zawsze kiedy MUSZĘ KONIECZNIE coś zrobić” na „zawsze kiedy TYLKO coś robię”. Złotej metody niestety na to nie ma, ale da się.

2. Terminowość

Kolejna rzecz, której na studiach uczymy się na opak. Termin zaliczenia? Dokładna godzina? A pf! Są jeszcze terminy poprawkowe, kampania wrześniowa, projekt można też dosłać mailem po czasie, przecież profesorowie są wyrozumiali!

Klienci wyrozumiali niestety nie są. Ani opiekunowie klientów w agencjach i korporacjach, ani menedżerki, ani dyrektorzy artystyczni, ani jacykolwiek Twoi przyszli przełożeni. Każde opóźnienie jest traktowane jak niewykonanie zadania. I choćby nie wiadomo jak źle projekt wyglądał – termin jest rzeczą świętą. Jeśli miało być w piątek do 12 to musi być – a nie w poniedziałek na 16.

Tylko bez paniki, terminy da się negocjować, ale odpowiednio wcześniej. Jeśli pracujesz nad czymś i już widzisz, że zabraknie Ci czasu – powiedz o tym. Uprzedź o sytuacji. Tylko nie rób tego zbyt często. Jeśli każdy Twój klient będzie mówił innym potencjalnym klientom, że dobry z Ciebie grafik, ale zawsze się wszystko u Ciebie przeciąga, to nie będzie to dobra reklama. Trust me, I’m a graphic designer.

3. Wytrwałość/cierpliwość

Zderzenie z prawdziwymi klientami – tego zdecydowanie nie nauczysz się na studiach. Prawdziwi klienci zwykle nie mają zielonego pojęcia o grafice. Musisz więc zachować spokój i cierpliwie tłumaczyć dlaczego coś jest tak a nie inaczej, dlaczego coś będzie bardziej czytelne, a coś nie, czy dlaczego wyeksponowanie logo nie zadziała tak dobrze jak podkreślenie treści przekazu. Poprawki nie będą pojawiać się raz na dwa tygodnie, ale nawet kilka razy dziennie, a Twój projekt będzie ewoluował w coś, co może nie do końca Ci się podobać (Ajć!).

Ilekroć uda Ci się przeforsować swój pomysł, będziesz świętować mały sukces. Jeśli się udawać nie będzie, rób tak czy siak to, co do Ciebie należy. W końcu dostajesz za to kasę, która możesz zainwestować w co tylko chcesz. Nie wszystkimi projektami będzie się dało pochwalić w portfolio, ale zdecydowanie z każdego będzie się dało odłożyć trochę pieniędzy na nowy komputer/aparat/tablet/biurko/co tam duszyczka zapragnie. Ciesz się z każdego zadania 🙂 Dosłownie: ciężka praca popłaca.

Meta