Co za dużo to niezdrowo.

Dużo ostatnio robię, oj dużo. Nie pisałam tutaj wcześniej o swojej ciekawej historii z Akademią Sztuk Pięknych w Gdańsku, więc postanowiłam się nią podzielić (a przynajmniej jej częścią).

Zacznijmy więc od początku – od 2010 roku, kiedy to kończyłam licencjat w Białymstoku. Pamiętam jak postawiłam wtedy wszystko na jedna kartę – albo Gdańsk albo nic. Miałam wtedy dużo szczęścia. Mimo tego, iż w pośpiechu zapomniałam spakować projektu dyplomowego do teczki oraz tego, że nie do końca byłam przekonana do swoich prac na drugi dzień egzaminów wstępnych, udało się (postaram się znaleźć gdzieś w domu prace przygotowane na egzamin, ale to dopiero pod koniec czerwca, kiedy tam pojadę).

Fantastico! Excellent! Cudownie! Bueno! Alles gut! Można powiedzieć, że dostałam wtedy gigantycznego powera do roboty. Mimo, iż pierwszy semestr był jednym z największą ilością zajęć, wszystko układało się fantastycznie. Nawet nie przeszkadzało mi to, że w każdej jednej pracowni wykładowca wypytywał się mnie skąd jestem i co skończyłam. Opowiadanie wszystkiego 10 razy tygodniowo było w sumie bardzo sympatyczne.

Dostałam się ja oraz dwie inne osoby, które znałam (które obecnie są mi bardzo bliskie). Reszta była zupełnie nowa – zarówno ludzie jak i zajęcia czy sposób ich prowadzenia. Profesorowie nieraz z ciekawością przyglądali się naszym pracom, bo były po prostu inne, chociaż nie wszyscy byli co do tych projektów przekonani.

Mniej więcej po roku, kiedy zaczął się trzeci semestr, coś przestało grać jak należy. Pomysły coraz słabsze, a i w życiu niezbyt się wszystko udaje. Co gorsza zaczęło się to zapętlać – słabsze prace, cięższe problemy itd. itd. Na ostatnim (dyplomowym semestrze) wpadłam po uszy w błoto. Pierwszy raz w życiu przedłużyłam sesję do września. Całe wakacje chodziłam do pracowni wklęsłodruku robiąc odbitki do dyplomu. Taka ręczna robota pomagała mi się „wyłączyć”. Nie myślałam o niczym, tylko przekręcałam blachy przez prasę. Na komputer nie mogłam patrzeć.

Obrona miała być we wrześniu, ale do niej nie doszło. Skończyło się na skreśleniu mnie ze studiów, a jedyne co pamiętam z tamtych dni to stres, płacz, fajki i bezradnych przyjaciół, którzy próbowali mi jakoś w tej sytuacji pomóc (ps. dziękuję, że jesteście!).

Nie poddałam się. Po to trafia się na dno, żeby się od niego odbić, prawda? Błędne koło cały czas się kręci, ale z nim walczę. Wróciłam na studia po półrocznej przerwie, kiedy pracowałam na zlecenie. Robię ten dyplom. Zrobię! I przepraszam was kochani, że tak teraz rzadko piszę, ale postawiłam sobie jeden priorytetowy cel, który muszę osiągnąć, choćby nie wiem co! Potem będzie chwila przerwy i naładuję te swoje nieszczęsne, przemęczone akumulatory. Znów będzie zdrowo.

I dobra rada dla wszystkich: Jak dostaniecie po dupie to trzeba wstać i pokazać, że skopana została niewłaściwa dupa 😉

PS. Zapraszam do siebie na bloga z ilustracjami http://bangzyle.blogspot.com/ – tam się bardzo dużo dzieje. Przedmiot zaliczony na 5 więc i do pokazania jest sporo. Zawsze na bieżąco nowe informacje na moim facebooku http://facebook.com/taka.magenta

Meta